Pomimo godzinnego opóźnienia w locie, podróż minęła szybko, czym samym zyskaliśmy niemal cały dzień w Ameryce wiecej, co jest szczególnie istotne, bo już przecież na naszym podróżniczym horyzoncie widać powrót. Kontynuując odrobinę myśl z poprzedniego wpisu, Bogota jest bardzo europejska, choć w nieco mniej zglobalizowany sposób niż np. Cartagena. W końcu wylądowaliśmy w niemal 10-milionowym mieście. Wszystko tutaj jest w makroskali, więc nie ma się wrażenia sztuczności i pułapki na turystów.
Co ciekawe w Bogocie nie ma metra. W takim wielkim mieście problem próbuje rozwiązać się w nieco inny sposób. Zamiast budować wielokilometrowe tunele, w stolicy wymyślono TransMilenio. Są to po prostu ekspresowe autobusy, które poruszają się po specjalnie wybudowanych i zarezerwowanych dla nich pasach. Pasy te, przynajmniej w centrum, omijają skrzyżowania (buduje się minitunele, więc właściwie się przejeżdża pod skrzyżowaniem) więc korki TransMilenio nie dotyczą. Oczywiście do pojazdów wsiada się na specjalnych zabudowanych stacjach, gdzie działają tradycyjne bramki. Tak jak np. u nas w metrze. Wszystko działa świetnie, ale z jednej wyjątkiem. Ktoś w swojej genialnej myśli zapomniał o tym, że z TransMilenio mogą korzystać przyjazdni i to bez znaczenia czy Kolumbijscy czy z innego państwa albo kontynentu. Owe bramki nie mają miejsca na skasowanie biletów kartonikowych, w związku z czym nie ma w sprzedaży jednorazowych przepustek na przygodę życia z TransMilenio. Miejscowi używają kart zbliżeniowych, które dostaje się po złożeniu odpowiedniego wniosku. Ups. Po prostu taka mała wpadka przy projektowaniu. Sieć tych autobusów działa dopiero od kilku miesięcy, więc to nowość także dla samych mieszkańców. Z pewnością niedługo ktoś odkryje ten błąd, a wówczas pewnie polecą głowy. A jak my skorzystaliśmy z tej cudowności komunikacyjnej? Daliśmy pieniążki za bilety do ręki przypadkowemy, choć sympatecznemu jegomościowi, który to z kolei wpuścił nas za bramkę z pomocą własnej karty. Polak potrafi!
Samo w sobie miasto jest bardzo i skrywa w sobie mnóstwo interesujących miejsc. Z pewnością 3 dni, które tam spędziliśmy to za mało, aby móc powiedzieć, że znamy Bogotę. Ale nie trzeba jej znać dokładnie, aby móc powiedzieć, że przypadła nam do gustu. Z racji krótkiego pobytu oprócz drobnostek zobaczyliśmy głównie zabytkową część miasta ze słynnym muzeum złota, a także wdrapaliśmy się na Montesratte, czyli ponad 3000 górę na której w XVI wieku postawiono Klasztor. Góra okazała się całkiem magiczna. Nie tylko dlatego, że roztaczał się z niej malowniczy widok na metropolię tonącą w promieniach zachodzącego słońca, ale także dlatego z powodu masy straganów z mnóstwem kiczowatych pamiątek a także niespotykanego nigdzie do tej pory jedzenia CDN