Brazylio witaj ponownie! Teraz to naprawdę pędzę. Za 5 dni samolot a w planach jeszcze Rio de Janeiro. Dlatego też w Porto Alegre zostałem jedną noc.
Z podróżowanie z CS jest tak, że miejsca poznaje się przez pryzmat hostów. Także, to jak kolorowe będą wrażenia zależy od tego, jak kolorowi są ludzie. To ponad jedno milionowe miasto zostało mi przedstawione przez Vali i Marcela- anarchistów, weganów i rowerzystów. Para ta prowadzi swoją wegańską knajpkę w artystycznej dzielnicy PA. Także odwiedzają ją inni weganie, anarchiści, rowerzyści i artyści.
Takie też zobaczyłem PA. Zajrzeliśmy trochę do muzeów. I pozytywnie zaskoczyły mnie nowoczesne-brazylijskie instalacje. Z pomysłem, jajem i kiczem. Zdjęć nie ma, bo na wejściach do lunaparów sztuki aparat mi zabierali. Zahaczyliśmy też o ogromny skłot, w którym mieszka ponad 50 rodzin. Mają własny ogród na dachu i piekarnię, są więc prawie samowystarczalni. Brakuje jedynie baterii słonecznych.
No i oczywiście rowery. Youtube, kawa i na zmianę odpalanie filmów. Generalnie rowerowa kultura dopiero raczkuje w PO. Były dopiero (aż) 2 masy krytyczne (hości są organizatorami), jest walka z nieuprzejmymi kierowcami. Nie obyło się też oczywiście bez tematu dziewczyn na rowerach…
Koniec końców na noc zostałem u brata Marcela. Bo Marcelowi pomieszały się daty i zwaliło mu się 3 innych CouchSurferów. Brat nazywa się Sergio i jest anarchistą, weganem i rowerzystą…
Powitało mnie słońce, żegna deszcz. Do zobaczenia w Rio.