„Brazil is the pioneer country, I think it will be… it will deliver its message in due time” (Lucio Costa)
Powyższy cytat jest z człowieka, który wymyślił Brasilię. Nie samą ideę, bo ta powstała już dużo dużo wcześniej, ale ogólny plan architektoniczny. To on postanowił, że Brasilia ma mieć kształt samolotu, on ułożył całe przyszłe życie w tym mieście. Był wizjonerem, bardzo mądrym człowiekiem, który głęboko wierzył w Brasilię i Brazylię. Był patriotą, który wierzył, że Brazylia to naprawdę kraj przyszłości – kraj, gdzie trzy rasy żyją ze sobą w zgodzie, tworząc jedną różnorodną, ale i zwartą całość. A jednocześnie żyją w zgodzie z naturą, postrzeganą nie zmysłowo, ale o wiele wiele głębiej. W muzeum w kształcie półkuli była kartka z ledwo nabazgranym na niej kształtem samolotu – to właśnie tak, od tej kartki, od małego szkicu, od pomysłu, który przebiegł w tej a nie innej sekundzie przez głowę Costy – zrodziło się miasto, stolica, dom dla –obecnie - dwóch milionów ludzi. Na innym zdjęciu był on i Oscar Niemeyer – projektant budynków pożytku publicznego. Zdjęcie zostało zrobione na długo przed tym, jak w głowie Costy pojawił się owy kształt samolotu, i na długo przed tym, jak obaj architekci wspólnie stworzyli nową stolicę Brazylii. Zdjęcie zostało zrobione w latach trzydziestych w Nowym Jorku, gdzie Niemeyer i Costa zaprojektowali pawilon brazylijski. Na zdjęciu oprócz nich są ich żony oraz dzieci, wszyscy stoją na pokładzie statku Pan America, a w tle widać Nowy Jork. Jedna z żon uśmiecha się wielkim jasnym uśmiechem, druga chce poprawić rozwiane włosy. Zdjęcie jest zniszczone, niedoświetlone, nieostre, ale magia w nim jakaś. Stałam przed tym zdjęciem bardzo długo i patrzyłam na tych ludzi, na ten moment, na ten Nowy Jork i statek Pan America. I na wszystko, co stało się wcześniej, na wszystko, co stało się potem. Na to, jak mało wiem, o tych ludziach. I na to, co wiem, a czego oni nie wiedzieli. Na to właśnie patrzyłam w czwartkowe popołudnie we wszechświecie. A gdzie Wy wtedy byliście?
Nasz nowy host ma na imię Claudio i jest politechnicznym typem hosta, aczkolwiek ze wszech miar dowcipnym, rozgarniętym i przezabawnym. I już się okazało, że mamy wspólną znajomą – Gosię z Only Warsaw – świat jest naprawdę bardzo mały. Claudio zabrał nas wczoraj na couchsurfingowe pożegnanie jednego couchsurfingowca, który przeprowadza się dzisiaj do Rio. I wszyscy mówili po angielsku! Co za odmiana po Salvadorze, gdzie po angielsku mogliśmy porozmawiać jedynie z Catherine. Już dwa przystanki po wejściu do autobusu spotkaliśmy uroczą couchsurfigową znajomą Claudia, a jakiś człowiek w autobusie powiedział do mnie „Excuse me”. W turystycznych miejscach ochroniarze już nie załamują rąk, gdy słyszą nasz angielski, ale wołają z drugiego końca budynku kobietę bez piersi, która mówi po angielsku. Jak stolica to stolica! Wczorajsze spotkanie gwarne i swojskie, w bardzo gwarnej i swojskiej piwnej okolicy. To chyba profesor Elbanowski powiedział, że nasze pokolenie jest już globalne, że czy to Tajwan czy Brazylia, to wszyscy jesteśmy podobni i wszyscy się dogadamy. I po wczorajszym wieczorze było to doskonale widać. Dzisiaj Claudio znów zabrał nas na piwko z całą masą jego – innych tym razem – znajomych, gdyż postawił sobie za cel każdego wieczoru gdzieś z nami wychodzić. Tym razem były to urodziny jego majętnej i seksownej przyjaciółki Talii. Była tam masa Brazylijczyków, a także skośnooki Peruwiańczyk oraz gorąca Kolumbijka. I znów rozmowy o niczym, ale ze świadomością, że mamy wszyscy ze sobą tak dużo wspólnego, o wiele więcej niż poprzednie pokolenia. Wszyscy umiemy zaśpiewać te same piosenki, wszyscy oglądaliśmy te same filmy i na pewno część z nas wie – a na pewno Claudio – że odpowiedź na pytanie o życie, wszechświat i całą resztę brzmi 42.
(by Aleksandra S.)