Geoblog.pl    hrabia    Podróże    Ameryka Południowa 2010    Pociąg śmierci i protest
Zwiń mapę
2010
27
lip

Pociąg śmierci i protest

 
Boliwia
Boliwia, Santa Cruz
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12248 km
 
Nocna podróż autobusem zakończyła się w Corumbie, mieście składającym się z dworca autobusowego, kilku domów, sklepu i przejścia granicznego.

Po drodze do frontiery (granica po hiszp. a co, uczę się języka!) mija się 15 znaków informujących, że to koniec Brazylii jest właśnie tutaj. Może niektórzy porzucą pomysł wyjazdu, jednak jakoś nie dałem się przekonać i już po chwili powitał mnie język hiszpański a wraz z nim, bezpańskie psy. Podobno celnicy żądają czasem opłaty w trud włożony za podstemplowanie paszportu (czyt. łapówki), ale widocznie nie wyglądam na kogoś, kogo stać na łapówki.

Na granicy spotkałem także innych backpackersów: Aryjskiego blondyna i nieco ryżawego chudzielca w dresie, czyli Lucę i Milesa, czyli Niemca i Szkota. Chłopaki poznali się dzień wcześniej w drodze do frontiery. Okazało się, że wszyscy chcemy dostać się do Santa Cruz. Co 3 Europejczyków to nie jeden i tak po chwili mieliśmy kupione bilety (4 razy taniej niż za podobną odległość w Brazylii).
Pociąg Śmierci (nazywany tak ze względu na krążące legendy z przeszłości) wcale śmiertelnie nie wyglądał. Nie jest to może najbardziej komfortowy środek transporu, ale od lekkiej niewygody ciężko umrzeć. Mimo, że podróż jest dwudziestogodzinna z głodu też się nie da umrzeć. Co stacja pociąg jest atakowany przez masę boliwijskich babć, córek i wnucząt sprzedających cuda na patyku (i na talerzu też. Z ryżem). Chodząc między pasażerami zachwalają swoje specjały. Mimo, że nie wiem, co to było, ani jak to się do cholery, ale długie lata śnić mi się będą wykrzykiwane nazwy: Chicha Chicha, Limon Limon, Yuca Yuc, Pollo Pollo

Tak upłynęło 19 godzin z planowanych 21. Niestety z ostatnich 120 minut zrobiło się kilka godzin. I to nie pociągiem. Około 7 rano pociąg zatrzymał się w zapomnianej mieścinie, po czym konduktor powiedział coś po hiszpańsku i ludzie zaczęli wysiadać. Luca co prawda znał trochę Hiszpański, ale akurat maszynisty nie zrozumiał. Z pomocą przyszła Blanca, urocza chilijska studentka studiująca w USA i będąca w podróży od kwietnia. Okazało się, że Boliwijczycy postanowili urządzić protest. A że mają rozmach, to zablokowali zarówno tory jak i drogi. Pociąg nie pojedzie, autobus nie da rady. Trzeba iść piechotą. I tak pierwszy raz w życiu zobaczyłem boliwijski protest.

Było to kilka kilometrów totalnie zakorkowanej przestrzeni. Żaden pojazd nie mógł przejechać… Prawie żaden, bo przejechać mogły lokalne taksówski wożące ludzi z jednej strony barykady na drugą. Biznes jest biznes. Dzięki temu całą czwórką wyjechaliśmy na koniec barykady, skąd kolejną taksówką pojechaliśmy do Santa Cruz. Oprócz taksówek na zamkniętej drodze były także nasze znajome z pociągu babcie, córki i wnuczęta krzyczące: Chicha Chicha, Limon Limon, Yuca Yuc, Pollo Pollo. Co ciekawe, kupowali zarówno protestujący z jednej strony barykady jak i policja z drugiej. Biznes jest biznes.

Przed 12 byliśmy w Santa Cruz de la Sierra.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
hrabia
Szymon
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 27 komentarzy27 512 zdjęć512 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
07.11.2012 - 30.11.2012
 
 
05.07.2010 - 18.09.2010