Cochabamba jest niesamowita. Zakochałem się w Boliwii. Pomijam już to, że suty obiad można zjeść za 7zł, a autobus z Santa Cruz (700km) kosztował 25 PLN. Ale miasto samo w sobie jest urocze. Co prawda znów nie znalazłem hosta, ale nic to. Dookoła tyle cudowności, że samotność w ogóle nie doskwiera.
Z CBB (tak piszą nazwę sami Boliwijczycy; po staremu było 'Kuchawampa' wyraz pochodzi z języka keczua, gdzie qhocha oznacza "jezioro, woda", a pampa - "otwarta przestrzeń".) przywitałem się pięknym wschodem słońca, który przebijał się przez górską koronę z dobre 20 minut. Może to dlatego, że miasto leży na wysokości 2548 m n.p.m. Od samego świtu na ulice są pełne ludzi, jest gwarno, tłoczno i ogólnie pozytywnie. Co kilka kroków natknąć można się na inny stragan. Na jednym można wyczyścić buty, na następnym kupić okulary by w końcu na jeszcze innym napić się świeżego soku pomarańczowego. (Opiłem się go dziś jak dziki. Już chyba na zawsze Boliwia będzie dla mnie miała smak pomarańczy).
Oprócz straganów jest też masa klimatycznych uliczek, galerii, kościołów, parków i muzeów. Ale są też prawdziwe cymesy! Pierwszym hitem okazał się główny plac (Plac 14 sierpnia). Niewiele ustępuje on londyńskiemu Hyde Parkowi. Także w okolicy tej spotkać można, Boliwijskie kobiety, które zeskłotowały okoliczną ławkę, równie bezzębnego co bez audytorium pseudokaznodzieje, showmana wschodnich sztuk walki. Czarnoskórego natchnionego dyktatora nawołującego do powstania, a także gołębie, telewizję i policję na każdym rogu placu. Ku mojej uciesze, wszyscy wyśmienici sprawdzają się w swoich rolach.
Drugim hitem są miejskie autobusy czy raczej autobusiki. (swoją drogą muszę kiedyś zrobić wpis o samym transporcie w Ameryce Łacińskiej, bo to zacny temat) Nigdy nie widziałem bardziej kolorowych maszyn, które wyglądają jakby zjechały z planu, na którym kręci się kolejną część ‘Transformersów’. Po karoseriach pną się gorące płomienie, na przednich szybach jest tyle naklejek, że nie widać kierowcy, a na kołpakach naklejone są króliczki Playboya. A że tych miniautobusów jest pełno, to w tym cały, wspaniały bałagan wygląda jak wesołe miasteczko.
Na razie tu zostanę;)