Granica Chile z Peru (edited 25.10.10) jest chyba najbardziej strzeżoną granicą jaką w życiu widziałem (oprócz USA zapewne. Ciągnie się na kilka kilometrów, bagaż jest prześwietlany jak na lotnisku, a celnicy zadają dużo pytań i mają broń jak z dobrego filmu akcjiiii. Jako że zdążyłem pozbyć się wcześniej liści koki, do Chile dostałem się bez większych problemów.
A Chile jest cudowne. Polubiłem już je wcześniej, gdy bez problemu znalazłem hosta z CS w pierwszym mieście przy granicy, Arice. I nie pomyliłem się co do osądu. Ciężko jednoznacznie wskazać palcem rzeczy za które polubiłem Chile. Chodzi raczej o ogólne wrażenie i ludzi. Chile jest z jednej strony punkowe, niepoukładane i zbuntowane, z drugiej strony grzeczne, z Macdonaldem na starówce.
Nowy dzień w Arice powitał mnie pięknym oceanem z kilkumetrowymi falami, tanim winem, którym poczęstowali mnie Szwajcarzy, którzy zamienili swój nudny kraj na łowienie ryb w Arice, urodzinami które miał mój host, Ariel.
Choć spędziłem w Arice tylko 2 noce, to polubiłem się z tym miastem. W drodze do (lub z) Peru przystanek obowiązkowy.
Ciekawostka:
W Chile jest od cholery Niemców. Jak się okazuje pół NRD zwiało do Chile. I tak mają tutaj swoje szkoły, strony w gazetach i rzesze;) fanów. Chodzić do Detsche Schule Arica to prestiż, mieć czarno-czerwona-zoltą flagę to obowiązek a sprechać trochę, lans.
Ciekawostka2:
W Arice nie pada deszcz;) http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Climograma_Arica.png&filetimestamp=20060126042120