No i wyruszyliśmy autobusem z Carcacas do Maracaibo, co zajęło 12 godzin. Wybraliśmy się nocą, aby do nowego miasta trafić rano. Nauczony doświadczeniem, wiem że potrafi być chłodno w autobusie, ale to co się wydarzyło podczas tej nocnej podróży przeszło najśmielsze oczekiwania. Spaliśmy w czapkach, bluzach, a na to wszystko naciągnięty jeszcze był śpiwór. Naprawdę w autobusie jeszcze brakowało tylko tego, żeby zaczął sypać śnieg. Rozumiem, że święta za pasem, ale BEZ PRZESADY. Oczywiście podobnie odziani byli inni pasażerowie, co nie przeszkadzało kierowcy w podkręcaniu tak chłodnej atmosfery.
Co więcej równie niskie temperatury panują w każdej "poważnej" instytucji. Bank, poczta, supermarket bez klimatyzacji to przytułek dla biedaków w którym nie wypada przebywać. Ja jak ja, jestem całkiem odporny na te wahania temperatury, ale Maciek dość szybko zaczął się rozglądać za apteką i czymś na gardło. Tak czy siak, korzystanie z życia w Wenezueli to zabawa w ciepło-ziemno. Dosłownie i w przenośni;)