Wpis może być nieco koślawy, bo akurat dziś zanim słowa przejdą z mózgu do palców napotykają na wyjątkowo aktywny opór ze strony kaca. Kac został wywołany przez rum, a rum podany przez hosta i jego znajomych. Wczoraj po wyjściu z lotniskami byliśmy dość oszołomieni rzeczywistością, bowiem naokoło dzieje się, tyle, że jedna para oczu to za mało. Krzyczą, biegają, trąbią warczą motorami, słuchają głośno muzyki itp itd, ale o wenezeulskiej ulicy z pewnością jeszcze napiszę więcej przy okazji innego wpisu.
Droga z lotniska do naszego Eduardo, hosta, zajęła niemal 3 godziny, także na miejscu byliśmy po 11. Kiedy tylko postawiliśmy bagaże Eduardo powiedział, że za 15 minut wyruszmy na imprezę halloweenową, bowiem tutaj zaczynają świętować tydzień przed 30.10 i jeszcze bawią się tydzień po. Host nie wspomniał jedynie, że to impreza jego kumpli geeków, chociaż trzeba przyznać, że zorganizowania profesjonalnie. Była muzyka miksowana na żywo, światła klubowe, mocne nagłośnienie, a uczestnicy faktycznie porzebierali się. Kilka osób nawet pochwaliło moje przebrania "rasta". Nie wyprowadzałem ich z błędu. Tak jak przed chwilą wspomniałem, na miejscu byli głównie męscy znajomi Eduardo ze studiów, dlatego wieczór upłunął na piciu rumu i rozmowach z Fredem z Flinstonów, Alladynem, Kapitanem Amerką, a także całą masą wampirów, zombie itp.
Pomijając zabawowy charakter spotkania, rozmowy były dość poważne, bowiem mówiło się sporo o bezpieczeństwie i to niestety nie jest mocną stroną Caracas. Przyjechaliśmy na domówkę samochodem z przyciemnionymi szybami. Jak się potem okazało, 90% samochodów ma przyciemnione szyby, żeby ewentualni porywacze nie widzieli, ile osób znajduje się w pojeździe. Podczas jazdy także otworzyłęm okno, za co zostałem skarcony, że robić tak nie wolno, bo znów porywacze. W nocy więszkość samochodów nie zatrzymuje się na czerwonym świetle, bo nieruchome auto to łatwy cel dla porywaczy. W większości mieszkań w bloku na każdym piętrze znajdują się kraty, bo już nie chodzi o to, że ktoś z parteru się włamie, ale ludzie nie ufają także swoim sąsiadom, stąd montują takie zabezpieczenia na 16. piętrze. Dlatego też nasze pierwsze wrażenie było dość intensywne, żeby nie powiedzieć negatywne. W końcu byliśmy w Caracas kilka godzin, a można łatwo się domyślić, jaki obrazek ułożył się w głowie. Dlatego też w sobotę w sumie przesiedzieliśmy cały dzień leniąc się, wybraliśmy się jedynie na małe zakpy do okolicznego sklepu, a wieczorem Eduardo zabrał nas do centrum, gdzie na głównej ulicy przechadzało się mnóstwo osób, w bocznych uliczkach odbywały się punkowe koncerty, panowie z gitrami grali i śpiewali w knajpach piosenki, a swoje szoł dawali także niezliczeni żonglerzy, clowni i tancerze. Niestety zdjęć nie ma, bo mając jeszcze w głowie opowieści dnia poprzedniego, nie czułem się komfrotowo trzymając swój aprat. Odwracając powiedzenie, oby złe miłego początki.