Jednak nie mogliśmy odżałować tej wycieczki w góry z której musieliśmy zawrócić, dlatego postanowiliśmy wybrać się z pomocą innego fortelu. Kilkadziesiąt minut drogi od Santa Marty, głównie pod górę znajduje się wioska Minca. Leży na terenie Sierra Nevada czyli na trasie popularnych szlaków w te wyższe Andy. W osadzie tej mieszka około 500 osób, a niemal każda z nich jest "uciekinierem" i prowadzi tutaj przydomowy biznes. I tak Antanio w Casas de Antonio prowadzi swój hostelik i bar z którego roztacza się przepiękny widok na Santa Martę. Antonio jest "uciekinierem" z Hiszpanii, a do Kolumbii przywiało go jak to określił "amor". Dlatego od kilkunastu lat mieszka w tej wiosce ze swoją żoną. Przydomowy biznes razem z emeryturą z Europy pozwalają mu na całkiem złotą jesień życia.
Z kolei my zatrzymaliśmy się u Lizeth która co prawda nie przybyła z innego kraju, ale zanim osiadła tutaj w Mince ze swoim synem i 2 kotami na stałe, szukała swojego miejsca w Kolumbii przez kilkanaście lat. Prowadzi tutaj swoją kawiarnię, bo jak wiadomo nigdzie nie ma lepszej kawy niż w Kolumbii, a w tak uroczej wiosce musi smakować jeszcze lepiej. Dodatkowo handluje rękodziełami zarówno lokalnych artystów, jak i egzemplarzami zdobytymi od gości z najrozmaitszych regionów świata. Oczywiście Minca to tylko doskonała baza wypadowa do okolicznych atrakcji zafundowanych przez naturę. Niestety czas na trochę goni, dlatego nie mogliśmy zobaczyć wszystkiego, ale podczas kilku godzin pieszych wędrówek mogliśmy wystarczająco ponadziwiać się okolicą i dać się pogryźć komarom. Co więcej na końcu jednej ze ścieżek znajduje się wyjątkowo atrakcyjny wodospad, chociaż to nie jest ten najwyższy na świecie, ale można z niego przynajmniej skakać. Niby nic, ale fajnie jest sobie czasem się odstresować skacząc z kilku metrów do górskiego potoku.
Oczywiście przybyliśmy tuż przed sezonem, więc coś udało nam się zobaczyć, jednak za kilka tygodni podobno wszystko będzie tu pękać w szwach. Na szczęście my zobaczyliśmy trochę przyrody, a nie tłumów.